DZIEŃ 20.Napisz scenę, w której dwoje zakochanych bohaterów próbuje udawać, że wcale nie są w sobie zakochani.
- Wasza wysokość. – Kapitan straży, John, skłonił się nisko na widok księcia schodzącego po schodach. Jego podwładni poszli śladem przełożonego. – Wszystko jest przygotowane zgodnie z rozkazem twojego ojca, mój panie – powiedział oficjalnie mężczyzna, prostując się. Wymienili z dziedzicem tronu krótkie, „służbowe” spojrzenie.
- Dziękuję, John. – Artor ze wszystkich sił staram się nie patrzeć na swego przystojnego, muskularnego kochanka. Wiedział, że dla niego to też bardzo niekomfortowa sytuacja.
Ogólnie mieszkanie w zamku pełnym służby, bycie następcą tronu i posiadanie kochanka tej samej płci nigdy nie było zbyt proste, ale od przeszło tygodnia sprawy bardziej się skomplikowały. Niedługo Artor skończy trzydzieści lat, więc jego rodzina coraz bardziej zaczyna nalegać na ożenek, poza tym dzisiejszego dnia młodsza siostra księcia, księżniczka Izyda, kończy szesnaście lat i z tej okazji wydawany jest huczny bal, a co za tym idzie – od kilku dni w zamku plącze się cała masa delegatów i przedstawicieli innych królestw z różnych stron świata.
Artor westchnął. To wszystko zaczynało go powoli przerastać. Już nie raz przyłapywał się na myśli, by skończyć całą tę szopkę z ukrywaniem się, ale podczas ich wspólnych nocy John przywoływał go do porządku, karcąc za tak dziecinne pomysły. Jednak książę czuł coraz większy ciężar spoczywający na jego barkach, z całego serca pragnął po prostu nawiązać kontakt wzrokowy z kochankiem, który stał teraz tak blisko niego, i tylko zatopić się w bezgranicznym błękicie jego idealnych oczu. Ale wiedział, że nie może tego zrobić, wiedział, że nie może nawet delikatnie musnąć jego miękkiej skóry dłoni, bo za dużo świadków dookoła, ktoś mógłby to zobaczyć i wtedy obaj mężczyźni mieliby poważne problemy. Co prawda samemu Artorowi nic wielkiego nie mogłoby się stać, ale John… on mógłby stracić głowę za tak „haniebne postępowanie”. Arotr wzdrygnął się na samą myśl o tym i odetchnął z ulgą, widząc siostrę zmierzającą w jego kierunku. Bezczynne czekanie na nią było istną katorgą.
- Najlepsze życzenia urodzinowe, pani. – John i jego podkomendni skłonili się. Dziewczyna rozpromieniła się.
- Wszystkiego dobrego, mała. – Artor ucałował policzek księżniczki, która lekko zarumieniła się.
- Nie wierzę, że już dziś jest mój pierwszy bal! – pisnęła podekscytowana, pozwalając bratu prowadzić się przez długie niekończące się zamkowe korytarze.
Podwładni Johna wraz z kapitanem otoczyli królewskie rodzeństwo. Od kilku miesięcy ktoś natarczywie nęka rodzinę królewską, zdarzyły się już pogróżki, przede wszystkim ataki wymierzone są w młodych następców tronu, dlatego straż musi stanąć na wysokości zadania i zapewnić ochronę tym, którzy najbardziej jej teraz potrzebują.
John szedł sztywno tak blisko Artora, jak to tylko było możliwe, a z drugiej strony na tyle daleko, by nie wzbudzać niczyich podejrzeń. Z każdym krokiem walczył z przeogromną pokusą, by choćby spojrzeć na swojego ukochanego, by uśmiechnąć się do niego i zobaczyć w odpowiedzi rząd śnieżnobiałych zębów, by choćby go lekko dotknąć, a najlepiej porwać w jakiś ciemny kąt i obsypać namiętnymi pocałunkami, które aż cisnęły się na usta. Lecz mężczyzna wiedział, że nie może sobie pozwolić choćby na sekundę rozkojarzenia. Teraz w jego rękach leżało bezpieczeństwo całej rodziny królewskiej, jak również reputacja Artora. Nie mając innego wyjścia, westchnął pod nosem i szedł sztywnym krokiem, modląc się, by sala balowa dosłownie wyrosła pod ich nogami.
Dla obu mężczyzn droga na bal była istną katorgą. Obaj czuli swoją wzajemną obecność, słyszeli swoje oddechy, ich serca biły jednym rytmem, w pamięci wciąż mieli wyjątkowo upojną noc, a teraz zakazane było im choćby zerknięcie na siebie i posłanie krótkiego, niewinnego uśmiechu…
[Ta para ma potencjał i to nie byle jaki!
Rany, opisanie tego całego balu byłoby szalone! xD A co by się stało, gdyby nagle książę nie wytrzymał i złamał panujące w zamku reguły? Czy John zostałby wtedy zabity? A może żyliby gdzieś w odosobnieniu? A może Artor zostałby zmuszony do małżeństwa, byle tylko ratować ukochanego i wszyscy żyliby w „zamkowym trójkąciku”? xD Haha, tyle możliwości! Nie mówię ani „tak”, ani „nie”, kto wie, co przyniesie przyszłość, może kiedyś pozwolę tym mężczyznom opowiedzieć swoją historię
Swoją drogą to uwielbiam najbardziej – rodzina królewska i yaoi – miodzio połączenie!
]
A skoro już mowa o królewskiej straży itd. – na zdjęciu smoczy strażnicy, którzy kiedyś dzielnie pilnowali, by nieproszone słońce nie zakłócało mi snu podczas choroby![:D :D]()
- Wasza wysokość. – Kapitan straży, John, skłonił się nisko na widok księcia schodzącego po schodach. Jego podwładni poszli śladem przełożonego. – Wszystko jest przygotowane zgodnie z rozkazem twojego ojca, mój panie – powiedział oficjalnie mężczyzna, prostując się. Wymienili z dziedzicem tronu krótkie, „służbowe” spojrzenie.
- Dziękuję, John. – Artor ze wszystkich sił staram się nie patrzeć na swego przystojnego, muskularnego kochanka. Wiedział, że dla niego to też bardzo niekomfortowa sytuacja.
Ogólnie mieszkanie w zamku pełnym służby, bycie następcą tronu i posiadanie kochanka tej samej płci nigdy nie było zbyt proste, ale od przeszło tygodnia sprawy bardziej się skomplikowały. Niedługo Artor skończy trzydzieści lat, więc jego rodzina coraz bardziej zaczyna nalegać na ożenek, poza tym dzisiejszego dnia młodsza siostra księcia, księżniczka Izyda, kończy szesnaście lat i z tej okazji wydawany jest huczny bal, a co za tym idzie – od kilku dni w zamku plącze się cała masa delegatów i przedstawicieli innych królestw z różnych stron świata.
Artor westchnął. To wszystko zaczynało go powoli przerastać. Już nie raz przyłapywał się na myśli, by skończyć całą tę szopkę z ukrywaniem się, ale podczas ich wspólnych nocy John przywoływał go do porządku, karcąc za tak dziecinne pomysły. Jednak książę czuł coraz większy ciężar spoczywający na jego barkach, z całego serca pragnął po prostu nawiązać kontakt wzrokowy z kochankiem, który stał teraz tak blisko niego, i tylko zatopić się w bezgranicznym błękicie jego idealnych oczu. Ale wiedział, że nie może tego zrobić, wiedział, że nie może nawet delikatnie musnąć jego miękkiej skóry dłoni, bo za dużo świadków dookoła, ktoś mógłby to zobaczyć i wtedy obaj mężczyźni mieliby poważne problemy. Co prawda samemu Artorowi nic wielkiego nie mogłoby się stać, ale John… on mógłby stracić głowę za tak „haniebne postępowanie”. Arotr wzdrygnął się na samą myśl o tym i odetchnął z ulgą, widząc siostrę zmierzającą w jego kierunku. Bezczynne czekanie na nią było istną katorgą.
- Najlepsze życzenia urodzinowe, pani. – John i jego podkomendni skłonili się. Dziewczyna rozpromieniła się.
- Wszystkiego dobrego, mała. – Artor ucałował policzek księżniczki, która lekko zarumieniła się.
- Nie wierzę, że już dziś jest mój pierwszy bal! – pisnęła podekscytowana, pozwalając bratu prowadzić się przez długie niekończące się zamkowe korytarze.
Podwładni Johna wraz z kapitanem otoczyli królewskie rodzeństwo. Od kilku miesięcy ktoś natarczywie nęka rodzinę królewską, zdarzyły się już pogróżki, przede wszystkim ataki wymierzone są w młodych następców tronu, dlatego straż musi stanąć na wysokości zadania i zapewnić ochronę tym, którzy najbardziej jej teraz potrzebują.
John szedł sztywno tak blisko Artora, jak to tylko było możliwe, a z drugiej strony na tyle daleko, by nie wzbudzać niczyich podejrzeń. Z każdym krokiem walczył z przeogromną pokusą, by choćby spojrzeć na swojego ukochanego, by uśmiechnąć się do niego i zobaczyć w odpowiedzi rząd śnieżnobiałych zębów, by choćby go lekko dotknąć, a najlepiej porwać w jakiś ciemny kąt i obsypać namiętnymi pocałunkami, które aż cisnęły się na usta. Lecz mężczyzna wiedział, że nie może sobie pozwolić choćby na sekundę rozkojarzenia. Teraz w jego rękach leżało bezpieczeństwo całej rodziny królewskiej, jak również reputacja Artora. Nie mając innego wyjścia, westchnął pod nosem i szedł sztywnym krokiem, modląc się, by sala balowa dosłownie wyrosła pod ich nogami.
Dla obu mężczyzn droga na bal była istną katorgą. Obaj czuli swoją wzajemną obecność, słyszeli swoje oddechy, ich serca biły jednym rytmem, w pamięci wciąż mieli wyjątkowo upojną noc, a teraz zakazane było im choćby zerknięcie na siebie i posłanie krótkiego, niewinnego uśmiechu…
[Ta para ma potencjał i to nie byle jaki!



A skoro już mowa o królewskiej straży itd. – na zdjęciu smoczy strażnicy, którzy kiedyś dzielnie pilnowali, by nieproszone słońce nie zakłócało mi snu podczas choroby
